Najnowsze informacje
Strona główna / Temat Tygodnia / Jak głosują „kangury”

Jak głosują „kangury”

19 czerwca 2020. Dwa głosy oddane! Głosowanie w Sydney, odbiór osobisty.

Przed konsulatem stawiliśmy się o godzinie 9.57. Przed 10-tą doszła jeszcze jedna para (chyba nasi, bo zdeterminowani). – Jeszcze minuta – mówię podekscytowana. Dziewczyna uśmiecha się lekko, próbując ocenić, czy my to „swoi”. O 10-tej zadzwoniliśmy domofonem. Pierwszy wybiegł pies. Chyba „nasz”, bo machał ogonem.
Ze względu na koronawirusa, mieliśmy wchodzić pojedynczo. Najpierw więc poszedł mój mąż, a my zostaliśmy z psem przed konsulatem, stojąc obok NIE ZAMKNIETEJ, niczym nie zabezpieczonej skrzynki – urny. Dziewczyna spytała, czy mam długopis, żeby pożyczyć. Pożyczyłam. Czekamy. Męża wciąż nie ma. W końcu wyszła Pani z konsulatu i poprosiła o nasze 3 paszporty, daliśmy i gdzieś z nimi poszła. Po niej pojawiła się kolejna, a za nią mój mąż z kopertą w ręce. Maż został w drzwiach, a Pani podeszła do nas i mówi lekko poirytowana: – no więc tak, to może ja wytłumaczę, jak głosować, bo tu Pan już prawie zrobił błąd.
Ja na męża, mąż na mnie, kiwa głową, że nic nie zrobił, a Dziewczyna mówi: – nie można zmarnować głosu! Teraz wiem na pewno, że to „nasi”. Nieco poddenerwowana pytam męża głośno, co zrobił? Czy zmarnował głos, ale on uspokoił mnie, że nie, że jeszcze nie zagłosował. Ufff…

Pani z konsulatu staje przed nami i tłumaczy – dostajecie dwie koperty dużą i małą, kartę do głosowania i instrukcję. Po głosowaniu ma zostać w ręce tylko instrukcja! – Myślę sobie to miłe, że Ona tłumaczy nam osobiście. Patrzę na jej identyfikator i nagle strach – Jezu! skoro Ona tłumaczy, to znaczy, że instrukcja nie wystarczy, żeby zrozumieć? Będą błędy! Przecież wszystkim osobiście nie wytłumaczy, co i jak! – Jezu! Skup się! – mówię do siebie i słucham dalej. Pani podkreśla, że instrukcji do koperty nie wrzucać!! Czy to znaczy, że głos będzie nieważny, gdy wrzuci się do koperty również instrukcję?
Pracownica konsulatu kontynuuje – Na karcie do głosowania stawiasz krzyżyk przy swoim kandydacie, składasz kartkę w pół i wrzucasz do małej koperty. – Do małej koperty – powtarzam w myślach, żeby lepiej zapamiętać. – Cholera, a jak się pomylę? – myślę. Patrzę na męża, wciąż stoi w drzwiach konsulatu, uśmiechnął się wiec wiem, że i on uważnie słucha i jakby co, dopilnuje, by wszystko było ok. Uspakajam się.
– Podpisujesz kartkę z twoimi danymi i wrzucasz wraz z małą kopertą do dużej kopertę. Zaklejasz!! – Zaklejasz obie koperty!! – mówię głośno, zadowolona, że już wiem.

– Tak, wszystko zaklejasz! Obie koperty zaklejone! W dużej kopercie ma być tylko mała koperta z twoim głosem w środku, zaklejona!! I kartka z twoimi danymi, podpisana! Duża koperta zaklejona! – Potwierdzamy, że zrozumieliśmy. Pani z konsulatu mówi jeszcze, że kopertę możemy oddać jej lub wrzucić do skrzynki, wskazując na nią palcem. Patrzę na skrzynkę od strony konsulatu i próbuję powtórzyć w myślach całą procedurę postępowania. Tymczasem maż przyszedł na ławeczkę przed konsulat, rozkłada na ławce wszystkie dokumenty, żeby zrobić zdjęcia. – Ok, “wie co robić! – uspokajam się i wraca mi pewność siebie.
Tylko nigdzie tego nie umieszczaj, bo nie wolno! mówię – zrobimy zdjęcie jak zagłosujemy – dodaję głośno, żeby stojąca za mną para to usłyszała, a Dziewczyna też zwraca uwagę, że skrzynka nie jest w żaden sposób zabezpieczona. Każdy może podejść, wyjąć koperty… zero nad tym kontroli. Mąż decyduje się oddać kopertę pracownicy konsulatu, ale ja jakoś nie mam do niej zaufania. Przecież nikt właściwie nie wie, co ona z tą kopertą zrobi. Czy faktycznie odda ją do przeliczenia czy też gdzieś, po drodze, ją zapodzieje. Jestem obrażona na męża, że nie skonsultował ze mną, co zrobimy.

Wreszcie przychodzi kolej na mnie. Wchodzę do konsulatu, podpisuję odbiór i proszę, by również pracownica, z którą załatwiam formalności, potwierdziła odebranie ode mnie koperty. O tym jednak nie ma mowy. Poddaję się i wychodzę. Wypełniam, co trzeba, stawiam w odpowiednim miejscu krzyżyk i robię zdjęcie podpisanej kartki z moimi danymi oraz wypełnionej kart do głosowania. Zaklejam. Dziewczyna też skończyła, chyba też zrobiła zdjęcia.
Obie z dziewczyną decydujemy wrzucić nasze koperty do skrzynki. Wyciągam telefon, żeby zrobić zdjęcie i daje jej pierwszej zagłosować. Ona robi sobie selfie. – Zrobić ci fotkę? – pytam. – Nie! – mówi jakaś zrezygnowana. Jej facet grzebie w komórce. Teraz moja kolej. “Rób zdjęcie!” mówię do męża. Robi. Wrzucam kopertę. Nie słyszę, żeby spadła, ale jej nie widać. Wracamy w milczeniu do samochodu. Już w samochodzie patrzę na zdjęcie i mówię głośno – przecież ja po zrobieniu tego zdjęcia mogłabym tej koperty nie wrzucić, to żaden dowód!”. Czuję się jakoś głupio. Wracamy do domu.

Edit: Kochani nie wyrzucajcie kopert w których przyszły pakiety. Dopiero teraz zauważyłam, że jest tam kod kreskowy, nasz dowód, że pakiet odebraliśmy. Wciąż nie mam jednak dowodu, że go oddałam. Ale mam świadka”.
Tyle Liza, a ja zastanawiam się, czy zasada bezpiecznych i faktycznie tajnych wyborów została w tym przypadku zachowana. Skrzynka urna, stojąca przed konsulatem, nie zabezpieczona, bez żadnej kontroli, kto, co do niej wrzuca lub, co gorsza, manipuluje przy niej, by wyciągnąć koperty. Każdy może podejść i zrobić, co chce, bo nikt tego nie pilnuje.

I druga sprawa. Jaka jest gwarancja, że koperta oddana pracownicy konsulatu znajdzie się wśród tych, z których będą liczone głosy? W tym przypadku nie ma nikogo więcej, kto patrzyłby na ręce przyjmującej koperty, a to bardzo ułatwia manipulowanie nimi, jakieś zagubienie czy zniszczenie.
Czy to moja mania prześladowcza czy też dowód na to, że wybory dla Polonii zostały przygotowane na chybcika, bez zastosowania odpowiednich zasad ich bezpieczeństwa i bez gwarancji, że wszystkie głosy faktycznie zostaną podliczone prawidłowo?
Tamara Olszewska
Źródło: koduj24.pl

Sprawdź także

Trzy lata w łagrze

Andrzej Poczobut, dziennikarz i aktywista polskiej mniejszości na Białorusi, przebywa w więzieniu już od trzech …