Najnowsze informacje
Strona główna / Szczypta soli / Pokutne rozważania

Pokutne rozważania

Ojciec Paweł Gużyński: „Pokutę nakazaną odprawiłem”
Parę dni skruchy poświęciłem refleksji osnutej wokół wybranych wypowiedzi arcybiskupów Gądeckiego i Jędraszewskiego – pisze o. Gużyński. Dominikanin dzieli się swoimi przemyśleniami z czytelnikami Wirtualnej Polski.

1 sierpnia 2019 roku. Kraków. Abp Marek Jędraszewski w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego wygłasza homilię w Bazylice Mariackiej.”Czerwona zaraza już po naszej ziemi nie chodzi. Co wcale nie znaczy, że nie ma nowej, która chce opanować nasze dusze, serca i umysły- mówi Jędraszewski. I dodaje: – Nie czerwona, a tęczowa”.Hierarchowie milczą, ale milczeć nie będą inni duchowni. Najmocniej wybrzmiewa głos o. Pawła Gużyńskiego. To jeden z najbardziej znanych polskich dominikanów.Zakonnik apeluje na FB, o wysyłanie listów do abp Jędraszewskiego, z „wyrazami oczekiwania”, że z powodu swoich słów poda się do dymisji.

8 sierpnia Prowincjał Dominikanów, o. Paweł Kozacki wydaje oświadczenie:

“W związku z działalnością i wypowiedziami medialnymi ojca Pawła Gużyńskiego informuję, że podjąłem decyzję, by udał się on do jednego z klasztorów kontemplacyjnych na trzytygodniową pokutę. Mam nadzieję, że rekolekcje te pozwolą mu odnaleźć właściwy dla osoby duchownej sposób wypowiadania się w sprawach wiary i moralności oraz prowadzenia sporów ideowych”.

Okres pokuty minął.
O. Paweł Gużyński po jej zakończeniu pisze: „Do zadanej mi pokuty, czyli milczenia, modlitwy i postu, postanowiłem dorzucić coś od siebie. Parę dni skruchy poświęciłem refleksji osnutej wokół wybranych wypowiedzi arcybiskupów Gądeckiego i Jędraszewskiego. Sprawa dotyczyła trzech zagadnień: podejścia obu metropolitów do problemu przestępstw seksualnych popełnianych przez księży, tego, co sądzą o narastającej radykalizacji postaw w środowiskach narodowo-katolickich oraz ich oceny aktywność grup działających na rzecz równouprawnienia mniejszości seksualnych.
Skupiłem uwagę na tych akurat kwestiach, ponieważ bardziej niż inne testują wyobraźnię społeczną polskich duchownych. Na podstawie owych treści starałem się w pewnym przybliżeniu określić, w jakim stopniu kościelni hierarchowie dysponują „najbardziej potrzebną cechą umysłu” [C.W. Mills 2007] do świadomego współtworzenia społeczeństwa demokratycznego.
Innymi słowy, czy przyjmują oni do wiadomości, że człowiek jest istotą społeczną, która współdzieli świat z innymi ludźmi. Sposób, w jaki dwaj najważniejsi funkcją polscy biskupi postrzegają każdą ze wspomnianych spraw, obrósł wieloma komentarzami. Przede wszystkim nie uniknęli krytyki z powodu skłonności do obarczania innych winą za zło, którego prawdziwi sprawcy noszą koloratki lub pozostają w dwuznacznej symbiozie z Kościołem.
Mimo to obaj metropolici niezmiennie utrzymują, iż zainteresowanie mediów faktami stawiającymi Kościół w złym świetle z zasady nie zmierza ku jakiemuś dobru, ale ma na celu zohydzenie go polskiemu społeczeństwu i odcięcie narodu od jego katolickich korzeni.Akty przemocy wobec uczestników marszu równości w Białymstoku, przesłanie filmu „Tylko nie mów nikomu” czy kompromitująca Episkopat konferencja prasowa, kiedy to wyjątkowo nieudolnie próbowano przedstawić informacje o skali przestępstw seksualnych popełnianych przez polskich księży, także nie wpłynęły na korektę ich stanowisk.

Nasuwa się więc pytanie, dlaczego pozostają niezłomni?

Oświadczenie przewodniczącego KEP, dające zdecydowany odpór krytykom pomstującym na słowa o „tęczowej zarazie”, odsłania tu rąbek tajemnicy.Abp Gądecki napisał między innymi: „[…] apeluję więc o stosowanie zasady niedyskryminacji w publicznej dyskusji nie tylko wobec zwolenników wspomnianej ideologii, ale o dopuszczenie na równych prawach do debaty także jej przeciwników”. Mógłbym w tym miejscu wiele napisać pro domo sua (we własnej sprawie), jednak nie wypada się z tym ani narzucać, ani spieszyć. Ważniejsze jest, aby najpierw właściwie oszacować fakt, że przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski otwarcie schlebia demokratycznej regule debaty publicznej. To raczej rzadki przypadek, dlatego należy zachować wyjątkową ostrożność, ponieważ cechą charakterystyczną polskiego kleru jest wyraźnie sceptyczny stosunek do demokracji.
Jeśli weźmiemy pod lupę marsze równości, które wedle oświadczenia abp Gądeckiego są głosem uprzywilejowanym w dyskusji o prawach mniejszości seksualnych, trudno uniknąć konfuzji.Mało tego, że starania o zgodę na ich przeprowadzenie napotykają rozliczne trudności z powodu dezaprobaty biskupów, to z konieczności muszą odbywać się one pod silną eskortą policji. W przeciwnym bowiem przypadku nadgorliwi wyrazicieli głosu sprzeciwu wobec ideologii LGBT+, głosu, który zdaniem poznańskiego metropolity jest dyskryminowany, mogliby doprowadzić do najtragiczniejszych w skutkach zamieszek.

Gdzież zatem w tej sprawie pies został pogrzebany?

Odpowiedź na tak postawione pytanie koresponduje z historią, której zawdzięczamy to powiedzenie. Wzięło się ono stąd, że na cmentarzu, czyli w ziemi poświęconej pogrzebano psa. Postępek ten oburzył pewnego pastora, gdyż uznał pochówek za profanację. Konsekwencją tego była ekshumacja truchła psa, aby pochować je ponownie w przydomowy ogrodzie jego właścicielki. W naszej sprawie nie chodzi zatem o pietyzm w zachowywaniu demokratycznych reguły debatowania, lecz o to, że bluźnierstwem jest przemarsz osób LGBT+ po polskiej katolickiej ziemi, gdzie nie powinno być miejsca dla takich ekscesów.
Abp Gądecki potwierdził to w słowach: „Nie można dialogować ze środowiskami, które nie chcą dialogu, depczą świętości, bluźnią Bogu i deprawują człowieka”. Dlatego apelu przewodniczącego KEP, o dopuszczenie na równych prawach do debaty przeciwników równouprawnienia mniejszości seksualnych, nie można traktować jako wyrazu prodemokratycznych inklinacji.Jego wyobraźnia nie jest społeczna, gdyż podąża utartymi onegdaj ścieżkami. Ukształtowana w swoich zrębach w czasach Polski Ludowej, do dziś nie uległa większym odkształceniom. Zasoby, z jakich poznański metropolita korzysta, w autentyczny i naturalny dla siebie sposób, nie uwzględniają dorobku trzydziestu lat dynamicznych zmian ustrojowo-społecznych w Polsce.

Obwołanie abp Jędraszewskiego prorokiem w duchu ks. Popiełuszki, w nagrodę za słowa o „tęczowej zarazie”, rozwiewa w tej kwestii zasadnicze wątpliwości. W wyobrażeniu obu biskupów stan wojenny się nie skończył. Niczym w wierszu Herberta, oblężenie trwa nadal, tylko wrogowie się zmieniają – łączy ich pragnienie zagłady Kościoła, a kolory wrogich sztandarów zmieniają się od delikatnej ptasiej żółci do zimowej czerni.

Stąd abp Jędraszewski, bez najmniejszego skrępowania, wplótł wątek o ideologii LGBT+ w swoje kazanie wygłoszone w trakcie mszy z okazji rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, zaś abp Gądecki odnalazł w swoim zastępcy podobieństwo do ks. Popiełuszki, jako wieszcza i bohaterskiego obrońcy zagrożonej twierdzy „Kościół”.

Na pogłębione studium wyobraźni społecznej polskich duchownych brakuje w takim tekście miejsca. Przywołam zatem tylko parę przykładów jej działania w praktyce. Prowincjonalne „non possumus” abp Wojdy, poprzedzające białostocki marsz równości. Pogardliwe „Nie oglądam byle czego”, rzucone mimochodem przez abp Głódzia, jako komentarz do filmu braci Sekielskich. Dyletancka krytyka niedawnego strajku nauczycieli autorstwa o. Knabita, argumentującego z pozycji doświadczeń edukacji czasów zaborów i okupacji hitlerowskiej.
Niezliczone wynurzenia o. Rydzyka, pokroju legendarnych rozważań o celowo wypuszczonych kaczkach podczas ceremonii żałobnej na Placu Piłsudskiego po katastrofie smoleńskiej, przelewają czarę goryczy. Wszystkie te wypowiedzi spaja ta sama zasada sprawcza – powstały przez kojarzenie ze sobą zdarzeń, zjawisk i osób w oparciu o odnalezione pomiędzy nimi podobieństwa. Problem na tym jednak polega, że owe zbieżności nie wytwarzają pomiędzy kojarzonymi elementami powiązań, na których istnienie mówcy powołują się z silną emfazą. Rozum, który w toku zdyscyplinowanego procesu myślenia powinien uporządkować te niezborne skojarzenia, pozostaje niestety w takich przypadkach bezczynny.
Poruszałem ten temat nieco szerzej, gdy komentowałem projekt uchwały sejmowej z okazji setnej rocznicy objawień fatimskich. Wówczas to grupie posłów i posłanek zdało się, że skoro parlament podejmuje wiele rocznicowych uchwał, a rocznica do rocznicy przecież podobna, to uzasadnionym jest angażowanie władzy ustawodawczej na polu ekspresji z gruntu religijnej. Idąc tropem tych skojarzeń, osoby, którym Wielkanoc kojarzy się zarówno z białą kiełbasą i z rezurekcją, powinny móc domagać się, aby msza na Zmartwychwstanie Pańskie celebrowana była na równych prawach w sklepie wędliniarskim i w świątyni.

Przytoczone tu exemplum może wzbudzić wesołość zapoznających się z nim czytelników, jakkolwiek dotyczy poważnej kwestii. Oto bowiem dwóch najważniejszych pasterzy Kościoła Katolickiego w Polsce, ulegając fantasmagoriom, uczyniło powierzone sobie owce zakładnikami swojej niczym nieskrępowanej wyobraźni. Myli się jednak ten, kto sądzi, że przypadłości, które wytkam własnemu Kościołowi, więc również samemu sobie, stanowią wyłącznie katolicką bolączkę. Większość, jeśli nie wszystkie dyskusje, jakie toczą się w ramach współczesnej agory, nie są wolne od podobnych problemów, choć oczywiście w różnym stopniu.

Za relatywnie mało kontrowersyjny przykład mogliby tutaj posłużyć tzw. antyszczepionkowcy, dla których podobną wartość posiadają domorosłe teorie i rzetelna wiedza. Znacznie goręcej zrobi się z pewnością wówczas, gdy wskażę również na inne grupy: ekologów, aktywistów organizacji antydyskryminacyjnych, działaczki stowarzyszeń feministycznych, obrońców praw zwierząt itd. Doświadczyłem gorliwości tych ostatnich na własnej skórze całkiem niedawno, kiedy to przyznawszy się do spożywania mięsa, zostałem nazwany szowinistą gatunkowym. W ich wyobrażeniu bowiem każdy, kto zjada mięso, jest bliźniaczo podobny do człowieka okazującego pogardę dla innego gatunku.
Lecz Bóg raczy wiedzieć, dlaczego dzięki podobieństwu do innych drapieżnych ssaków przywilej jadania schabowego jednakowoż mi nie przysługuje? Zwykle nie dostrzegamy, że każdy z nas, żyjąc w świecie, który stanowi naturalne, codzienne otoczenie człowieka, żyje przede wszystkim we własnym świecie, więc jakoś wyobrażonym.

Wedle sformułowanej w pierwszych wiekach chrześcijaństwa zasady życia duchowego, do grzechu nie może dojść inaczej, jak najpierw w ludzkiej wyobraźni.
Roztrząsanie jej zalet i wad, począwszy od III wieku, zajmowało uwagę ascetów, zwanych ojcami pustyni.

Wśród negatywny cech wyobraźni wymieniali między innymi jej umiejętność swobodnego łączenia ze sobą spraw i rzeczy, które w realnym świecie nie tworzą istotnych powiązań. Dostrzegali w tym główną przyczynę skuteczności wszelkich złudzeń i pokus, dlatego usilnie zalecali kontrolę wyobraźni przez praktykowanie duchowej trzeźwości.

Głosili, że nikt, kto jej nie osiągnął, nie może uchodzić za człowieka oświeconego, mędrca, którego wyobraźnia wolna jest od fantasmagorii. Rzucam więc wyzwanie wszystkim śmiałkom, gotowym zmierzyć się z meandrami własnych wyobrażeń o sobie i otaczającym ich świecie.

Wyobraźni arcybiskupów Gądeckiego i Jędraszewskiego ośmielam się podsunąć wzorzec innej, niż ks. Popiełuszko wybitnej postaci. Jest nią dominikanin Bartolomé de Las Casas, żyjący na przełomie wieków XV i XVI, obrońca godności Indian, jako ludzi na równi ze wszystkimi innymi.

Ich życie moralne daleko odbiegało w swoich standardach od chrześcijańskiego ideału, choćby przez składanie krwawych ofiar z ludzi i kanibalizm. Jednak de Las Casas nie zamierzał z tego powodu skazywać ich na społeczny niebyt.

Mimo że narażał się wielu wpływowym osobom zainteresowanym podbojem Nowego Świata, nie podlegając żadnej cenzurze, zdołał ocalić życie wielkiej rzeszy rdzennych mieszkańców Ameryki Południowej. Uważał, że każda wojna wypowiedziana Indianom jest niesprawiedliwa, a oni sami mogą dołączyć do grona chrześcijan wyłącznie w następstwie pokojowej działalności misjonarzy.

Moim zaś kanapowym krytykom, również tym, którzy ex professo (według swej specjalności) powinni znać dokonania o. Bartolomé, poddaję ten przykład pod rozwagę, ponieważ jego studium pozwala uchwycić różnicę pomiędzy uprawnionym i nieuprawnionym zaangażowaniem księdza w sferę wąsko lub szeroko pojmowanej polityczności.

Wasza oportunistyczna bierność wobec stricte politycznej działalności o. Rydzyka, przy jednoczesnej nadgorliwości, z jaką domagacie się objęcia mojej osoby zakazem publicznych wypowiedzi w mediach, bardzo źle o Was świadczy. Fakt ten każe mi sądzić, że powoduje Wami któryś z mało szlachetnych motywów: ignorancja, polityczny cynizm, resentyment lub pospolite tchórzostwo”.

Sprawdź także

Kto do TSUE

Kadencja sędziego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej  z ramienia Polski – prof. dr hab. Marka Safjana, …