Sąd Najwyższy ostatecznie zakończył proces jednego z podejrzanych o śmiertelnie pobicie Grzegorza Przemyka, oddalając kasację wniesioną przez ministra sprawiedliwości.
Sąd Najwyższy rozpatrzył kasację ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego od prawomocnego wyroku sądu, który z powodu przedawnienia umorzył sprawę b. zomowca Ireneusza K., oskarżonego o śmiertelne pobicie Grzegorza Przemyka. K. Kwiatkowski chciał, by umorzenie uchylono, a sprawa wróciła do sądu II instancji.
Ten proces to finał jednej z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL. Jej wątek wobec Ireneusza K. przed różnymi instancjami trwał ponad 27 lat. 12 maja 1983 r. 19-letni maturzysta Grzegorz Przemyk z kolegą Cezarym F. świętował egzamin na pl. Zamkowym w Warszawie. Był bez dokumentów, wobec czego milicjanci, w tym K., zabrali go na komisariat. Tam dostał ponad 40 ciosów pałkami w barki i plecy oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala, zmarł po dwóch dniach. Pogrzeb Przemyka, syna opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej, stał się wielką manifestacją przeciw władzom. Prokuratura wszczęła wprawdzie śledztwo w sprawie śmierci Przemyka, ale jednocześnie władze podjęły działania mające uchronić milicjantów przed karą. Winą chciano obarczyć sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala.
W aktach sprawy zachowała się notatka ówczesnego szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka: „Ma być tylko jedna wersja śledztwa – sanitariusze”. O tej tezie mówiła oficjalna propaganda, która prowadziła kampanię zniesławiania matki Przemyka i jego otoczenia. W lipcu 1984 r., po wyreżyserowanym przez władze procesie, sąd uwolnił od zarzutu pobicia Przemyka dwóch milicjantów – Ireneusza K. (20-letniego wówczas zomowca) i Arkadiusza Denkiewicza, dyżurnego komisariatu. Natomiast na 2 i 2,5 roku więzienia skazani zostali, za nieudzielenie pomocy pobitemu, po wymuszeniu w śledztwie nieprawdziwych zeznań, dwaj sanitariusze, którzy wieźli Przemyka do szpitala.
Sprawa wróciła do sądów po przełomie 1989 r., gdy uchylono wyroki wydane w 1984 r. Ireneusz K.,(do niedawna pracował w policji w Biłgoraju) został w 1997 r. uniewinniony przez Sąd Wojewódzki w Warszawie, który zarazem skazał Denkiewicza na 2 lata więzienia (nie odsiedział ani dnia, bo według psychiatrów na skutek wyroku doznał w psychice zmian uniemożliwiających odbycie kary). Oficera KG MO Kazimierza Otłowskiego skazano na 1,5 roku w zawieszeniu za próbę zniszczenia akt sprawy Przemyka w 1989 r. (po apelacji został on uniewinniony). Dziś ma on zarzut IPN, że zasiadając w składzie grupy dochodzeniowo-operacyjnej Komendy Głównej MO w sprawie śmierci Przemyka, „kierował pracami, wydawał polecenia służbowe oraz akceptował działania mające nakłonić do przyznania się sanitariuszy”.
W maju 2008 r. SO uznał Ireneusza K. za winnego i skazał na 8 lat więzienia, zmniejszone o połowę na mocy amnestii. Był to pierwszy wyrok skazujący. Sąd uznał wtedy, że w sprawie nie stosuje się ustawy o IPN, lecz przepis Kodeksu karnego i ustawy o nieprzedawnianiu przestępstw aparatu władzy sprzed 1989 r., w myśl którego czyn taki jak pobicie skutkujące ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu – nie przedawnia się. Wyrok ten uchylił w grudniu 2009 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie, który nie podzielił poglądu SO i uznał, że sprawa przedawniła się 1 stycznia 2005 r., a przepis, na który powoływał się SO i pełnomocnicy ojca Przemyka, nie ma tu zastosowania.
Kasacja K. Kwiatkowskiego domagała się od SN uchylenia umorzenia i zwrotu sprawy do SA. „Czyn, którego dopuścił się były zomowiec Ireneusz K. nie przedawnia się” – uznał K. Kwiatkowski, uzasadniając w lutym br. wniesienie kasacji.Sąd najwyższy zasydował jednak inaczej.
Sprawa Grzegorza Przemyka to porażka wymiaru sprawiedliwości stwierdzil Sąd Najwyższy – oddalając kasację, ale sądy muszą respektować prawo. Przedawnienie zarzucanego przestępstwa zdaniem trybunalu nastąpiło już w 2005 roku. Można ubolewać, że w wolnej Polsce nie udało się w trakcie tylu rozpraw ustalić czy zomowiec był winny, czy też niewinny zarzucanego mu czynu. Sąd tym samym nie znalazł przesłanek do w znowienia procesu, a zomowiec może teraz twierdzić, że nigdy nie był za nic skazany, bo jego sprawa uległa umorzeniu. To, że z powodu przedawnienia, może zainteresować tylko znawców prawa.