Andrzej Duda po raz pierwszy osobiście ogłosił, że nie uznaje uchwały Sądu Najwyższego w sprawie ułaskawienia Mariusza Kamińskiego. Prezydent postawił się ponad władzą sądowniczą SN oraz Trybunału Konstytucyjnego, który dopiero ma rozstrzygnąć, kto w tym sporze ma rację Decyzję prezydencką, jeżeli chodzi o pana Mariusza Kamińskiegoi inne osoby, które zostały skazane (…), podjąłem na własną odpowiedzialność, korzystając z moich konstytucyjnych prerogatyw, ta decyzja jest podjęta i koniec. Prezydent Andrzej Duda w wywiadzie dla ?Super Expressu? (12 czerwca 2017) wprost sprzeciwił się orzeczeniu, które wydał Sąd Najwyższy. Przypomnijmy: w uchwale z 31 maja dotyczącej sprawy, w której Duda uniewinnił nieprawomocnie skazanych ? Mariusza Kamińskiego i trzech jego współpracowników, SN orzekł, że: prawo łaski ?może być realizowane wyłącznie wobec osób, których winę stwierdzono prawomocnym wyrokiem sądu?; ?zastosowanie prawa łaski przed datą prawomocności wyroku nie wywołuje skutków procesowych?, czyli inaczej mówiąc ? ułaskawienie nieprawomocnie skazanego jest nieważne.
Innymi słowy, SN stwierdził, że to, co Duda zrobił, nie było aktem łaski, więc nie może działać jak akt łaski. Nie oznacza to jednak, że Sąd ograniczył prerogatywy prezydenta, czy wszedł w ich obszar. To prezydent wyszedł poza granice swojej prerogatywy do stosowania prawa łaski. Równie dobrze prezydent mógłby powiedzieć, że zgłasza weto do ustawy, której nie uchwalił jeszcze Sejm. Byłoby to oczywiste przekroczenie jego uprawnień, bo weto może stosować tylko do ustaw uchwalonych przez parlament. Takie ?weto? po prostu nie byłoby wetem, tylko bezprawną próbą ingerencji prezydenta we władzę ustawodawczą. A parlament, który mimo ?weta? kontynuowałby prace nad ustawą, po prostu wypełniałby swoje obowiązki i trudno byłoby to nazwać wkraczaniem w uprawnienia prezydenta.
W uzasadnieniu swojej uchwały Sąd Najwyższy argumentował m.in., że ułaskawienie osoby nieprawomocnie skazanej naruszałoby trzy konstytucyjne zasady: domniemania niewinności ? bo wydanie aktu łaski jest odpuszczeniem win, zakłada więc winę ułaskawionego przed zapadnięciem prawomocnego wyroku; prawa do sprawiedliwego sądu ? które w tym przypadku utraciły przede wszystkim osoby uznające się za poszkodowane przez działania Kamińskiego; zasady trójpodziału władz zapisanej w Konstytucji jako ?podział i równowaga władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej?. Prezydent próbował zastąpić władzę sądowniczą, otwarcie przyznając, że chce sąd ?uwolnić od tej sprawy?.
Oczywiście prezydent Andrzej Duda ma prawo do posiadania innej opinii niż Sąd Najwyższy i mógł kierować się tą opinią, ułaskawiając Kamińskiego. Nikt nie miałby do niego pretensji, gdyby po ogłoszeniu uchwały SN powiedział: ?nie zgadzam się z nią, ale respektuję?. Mógł też powiedzieć, że nie zgadza się z uchwałą, ale w kwestii jej ważności nie wypowie się przed wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego.
8 czerwca Marszałek Sejmu złożył do TK wniosek o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego między prezydentem a SN, w którym zapytał, które organy państwa mogą stosować prawo łaski, a które interpretować jego zakres. Jak już pisaliśmy, wniosek jest co najmniej nieprzekonujący, bo nie ma tu mowy o żadnym sporze kompetencyjnym. Jeśli jednak prezydent traktuje go serio, to przed wyrokiem Trybunału nie powinien wypowiadać się o ważności orzeczenia SN.
OKO.press uważa, że mówiąc o ułaskawieniu Kamińskiego, iż decyzja ?jest podjęta i koniec?, prezydent podważa kompetencję Sądu Najwyższego do sprawowania władzy sądowniczej. Oznacza to, że daje sobie prawo do decydowania, czy orzeczenie sądu jest ważne, czy nie. A to już nie jest opinia. To przejęcie władzy sądowniczej przez władzę wykonawczą.
Daniel Flis OKO.press.pl
Sprawdź także
Nasz człowiek w Strasburgu
Sędzia Joanna Hermanowicz – Sikora z SSP Iustitia Oddział w Słupsku, członkini zarządu głównego, Iustitiańska …