Strona główna / Moja kancelaria / Pseudowyrok pseudotrybunału

Pseudowyrok pseudotrybunału

Trybunał Konstytucyjny nie ma legitymacji, by decydować o czymkolwiek twierdzi prof. Marcin Matczak

Kiedyś zapytano sędziego Frankfurtera zasiadającego w amerykańskim Sądzie Najwyższym, jak to się dzieje, że tak doskonale potrafi rozstrzygać złożone kwestie konstytucyjne. Odpowiedział podobno: „Myślę o tym, co dobre, i pozwalam prawu nadążyć”.

Kiedy czytam uzasadnienie do pseudoorzeczenia wydanego przez pseudotrybunał w jak najbardziej poważnej sprawie aborcji, myślę, że wiele osób zasiadających w porwanej przez polityków instytucji przy al. Szucha myśli podobnie, z jedną ważną różnicą, o której później.

Krystyna Pawłowicz nie miała prawa orzekać

Marcin Matczak

Z wielu powodów używam przedrostka „pseudo” na określenie tego, co funkcjonuje na Szucha: ponieważ szefuje temu organowi osoba powołana na to stanowisko z naruszeniem Konstytucji RP; bo zasiadają w nim niesędziowie dublerzy, a jeden był nawet sprawozdawcą w sprawie aborcyjnej; ponieważ jego członkami są czystej wody politycy, bliscy współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego, którzy zostali powołani, mimo że przekroczyli dopuszczalny wiek. W natłoku łajdactw prawnych może nam to umknąć: organ, który decyduje o życiu i śmierci Polek, nie ma legitymacji, by decydować o czymkolwiek.

Drugą przyczyną jest sposób wydania tego pseudoorzeczenia. Wzięła w nim udział Krystyna Pawłowicz, która wcześniej podpisała wniosek kierowany do TK w sprawie aborcji. Jej tłumaczenie się po raz kolejny dowodzi, że nie ma ona żadnych kwalifikacji, aby być sędzią. Mówi, że wprawdzie podpisała pierwszy wniosek w tej sprawie, ale w październiku był oceniany drugi wniosek, bo pierwszy uległ tak zwanej dyskontynuacji z powodu zakończenia kadencji Sejmu. Więc wszystko jest OK? Nie, nie jest. Te dwa wnioski były takie same pod jednym względem: ci, którzy je podpisali, uznali dopuszczalność aborcji z powodu ciężkiej wady płodu za niezgodną z konstytucją.

Oznacza to, że Pawłowicz, podpisując pierwszy wniosek, wyraziła jednoznacznie swoją opinię na temat niezgodności tej przesłanki z konstytucją.

Sędzia, który przed rozpoczęciem sprawy wyrazi swoją opinię na temat jej rozstrzygnięcia, musi się wyłączyć z jej rozstrzygania.

Dlaczego? Bo jego udział jest udawaniem bezstronności. Jak można uwierzyć, że ktoś rozpatruje bezstronnie daną kwestię, skoro zanim poznał argumenty wszystkich stron, już wypowiedział się jasno, jak należy ją rozstrzygnąć? Pawłowicz jest jak prokurator, który składa do sądu akt oskarżenia przeciwko konkretnemu człowiekowi, czyli tym samym wyraża przekonanie, że ten człowiek jest winny, a następnie wkłada sędziowską togę i udaje, że zupełnie bezstronnie o winie tego człowieka rozstrzyga. Tłumaczy, że wprawdzie podpisał akt oskarżenia, ale później akt wycofano i inny prokurator podpisał taki sam. Zupełnie nie rozumie, że nie o podpis tu chodzi, ale o to, czy dla świata zewnętrznego jako sędzia jest bezstronny. Oczywiście nie jest, podlega wyłączeniu i dlatego nie może zasiadać w składzie. A jeśli orzeka mimo to, dyskwalifikuje orzeczenie.

Marcin Matczak

Pseudowyrok pseudotrybunału

Trzecią, najważniejszą przyczyną jest treść tego pseudoorzeczenia. Sprzeciwiam się głosom, które mówią, że bez względu na skład TK wyrok byłby taki sam. Dlaczego? Bo przecież TK w 1997 roku, mówią te głosy, wydał podobny wyrok. To argument, o którym Anglicy mówią, że nie trzyma wody: jest dziurawy. Po pierwsze, wyrok z 1997 roku dotyczył aborcji z tzw. względów społecznych, których nie da się zmierzyć tą samą miarą co ciężkie wady płodu. Dowodem fakt, że tamta decyzja nie spowodowała porównywalnych protestów. Co więcej, stała się elementem tzw. kompromisu aborcyjnego.

Więcej na gazeta.pl

Sprawdź także

Szok dla sędziów

W niedzielę 14 kwietnia w programie „Wstajesz i Wiesz” na antenie TVN24 sędzia Beata Morawiec, …