Dr Michał Ziółkowski: polski konstytucjonalizm został pomyślany jako demokracja walcząca. Egzystował przez lata jednak jako demokracja nie-walcząca. Być może: aż do dziś – pisze prawnik. Bo obywatele na nowo zaczęli czytać Konstytucję i bardzo głośno przeklinać
„Skoro część polityków przez lata nie dbała o język debaty publicznej, to jakie mają teraz prawo, by pouczać dziś protestujących, którzy nie okazują swojej władzy, ale walczą o swoje prawa?
Protesty interpretuję nie tylko jako sprzeciw wobec wyroku niekonstytucyjnego Trybunału Konstytucyjnego. Hasła protestujących wskazują, że sprzeciwiają się oni (nie)walczącej demokracji i domagają się poszanowania dla praworządności” – pisze dr Michał Ziółkowski o języku protestów wywołanych wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, pod adresem którego padają zarzuty o wulgarność.
Nie potrafię negatywnie myśleć o dosadnym i wulgarnym języku protestów po nieludzkim wyroku TK w sprawie aborcji. Nie tylko dlatego, że stoję po stronie:
wolności ekspresji (np. hasło: „wypierdalać”);
mowy symbolicznej (np. znakowanie pomników);
wolności zgromadzeń (np. protesty w kościołach) w wypadku ich kolizji z porządkiem publicznym.
Język protestujących – nawet ten radykalny, wulgarny, nieposkromiony – nie powinien automatycznie zasługiwać na krytykę z perspektywy konstytucyjnej. Nie tylko dlatego, że mamy na to bogate orzecznictwo różnych trybunałów.
Polska debata o Konstytucji przed 1997 r. do miłych i uprzejmych nie należała, ale przyniosła piękny efekt. W wielu państwach debaty parlamentarne o ważnych ustawach łagodne i grzeczne również nie były – mimo to doprowadziły do uchwalenia dobrego prawa.
Więcej na stronie archiwumosiatyńskiego.pl
Autor:
Michał Ziółkowski
doktor nauk prawnych, konstytucjonalista, adiunkt w Zakładzie Prawa Konstytucyjnego Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, sekretarz czasopisma naukowego „Państwo i Prawo”