Nie pytaj, komu bije dzwon nienawiści. Bije on tobie. Nawet w najbardziej spolaryzowanym społeczeństwie, podzielonym na ekstremalnie odmienne opcje polityczne, strategiczne, międzynarodowe – nie powinno być miejsca na nienawiść.
Nienawiść wyzwala najniższe emocje, domaga się ofiar. Przeciwnik staje się odwiecznym wrogiem, którego trzeba bezwzględnie wytępić, a przedtem odczłowieczyć i uczynić obiektem powszechnej pogardy.
Taką nienawiść, taki poziom agresji dostrzegamy dzisiaj w publicznym szczuciu na ministra Adama Bodnara i prokurator Ewę Wrzosek w związku ze śmiercią Barbary Skrzypek. Trzeba wyraźnie i wprost powiedzieć, że to zakwestionowanie nie tylko sensu jakiegokolwiek dyskursu publicznego o polityce czy politycznej strategii, ale i samej istoty demokracji.
Nie możemy w ciszy i z bezradnością spoglądać na proces destrukcji, plugawienia państwa, na przekraczanie wszelkich ram wyznaczających funkcjonowanie naszej demokracji. Taka postawa zamykałaby szanse powrotu do normalności, a ciosy zadane naszym instytucjom poprzez hejt i agresję stawałaby się nieodwracalne.
Nie wystarczą tu „zwykłe” instrumenty obrony, które mogą być uruchomione w normalnie funkcjonującym państwie prawa, takie jak zainicjowanie sporu sądowego. Bo tu już nie chodzi o spór pomiędzy pojedynczym politykiem a opozycją. Koncentracja nienawiści i groźba użycia przemocy wskazują, że stawka jest o wiele wyższa. Tu chodzi o stan naszego społeczeństwa, o jego świadomość, o szacunek dla najbardziej podstawowych reguł, bez których żadne demokratyczne społeczeństwo nie może istnieć, staje się bowiem bezradne i niezdolne do znalezienia jakiejś racjonalnej drogi rozwiązania swoich problemów.
Są takie momenty i sytuacje, w których tolerancja, milczenie i obojętność wobec przejawianej publicznie nienawiści stanowi uczestnictwo w takim procederze.
Znamy w naszej historii tej nieco starszej i tej nowszej konsekwencje eskalowania nienawiści. Jej ofiarami był prezydent Gabriel Narutowicz, a kilkadziesiąt lat później prezydent Paweł Adamowicz. Byli ofiarami w tym samym stopniu zabójców, którzy dokonali mordów, co ofiarami społecznego przyzwolenia na zło. Banalizacji języka nienawiści, banalizacji agresji w życiu publicznym.
Nie można sobie pozwolić na obojętność i trzeba twardo powiedzieć „nie”, trzeba krzyczeć i głośno protestować przeciwko złu.
Demokracja nie może trwać w atmosferze nieustannego hejtu i agresji. Od tego, jak dzisiaj na to zareagujemy, będą zależały losy naszej demokracji.
PoPrawny Poznański serwis prawny
