- Bardzo mało zrobiliśmy w Kościele, by stwarzać przychylny klimat dla osób LGBT – przyznał w Poranku TOK FM ks. prof. Alfred Wierzbicki, etyk z Wydziału Filozofii KUL. I przypomniał smutne losy kampanii, która miała to zmienić.
Chodzi o akcję „Przekażmy sobie znak pokoju”, w którą zaangażowały się środowiska m.in. „Znaku”, „Więzi” i „Tygodnika Powszechnego”. Akcja zorganizowana przez Kampanię Przeciw Homofobii, Grupę Polskich Chrześcijan LGBT „Wiara i Tęcza” oraz Stowarzyszenie na rzecz Osób LGBT „Tolerado” miała na celu „zwiększenie akceptacji osób homoseksualnych i transpłciowych wśród osób wierzących”. Wszystko działo się w 2016 roku – wtedy też na ulicach pojawiły się plakaty przedstawiające dwie dłonie w uścisku – jedna z różańcem, a druga z tęczową opaską. – Tam nie chodziło o promocję homoseksualizmu. To było działanie w ramach życzliwości i delikatności odnoszenia się do problemu, tak jak sugeruje Katechizm Kościoła katolickiego – tłumaczył gość Dominiki Wielowieyskiej.
Jednak, jak przypomniał ks. prof. Alfred Wierzbicki, „tę akcję zduszono w zarodku”. Prezydium Konferencji Episkopatu Polski wydało wówczas komunikat, w którym napisało m.in., że „członkowie wspólnoty zgromadzonej na liturgii mają nieustanny obowiązek nawracania się, to znaczy dostosowywania się do wymagań Ewangelii i odwracania się od własnych grzesznych upodobań. Istnieje obawa, że akcja 'Przekażmy sobie znak pokoju’, wydobywając gest podanej ręki z kontekstu liturgicznego, nadaje mu znaczenie, które jest nie do pogodzenia z nauką Chrystusa i Kościoła”.
Nad tą reakcją ubolewał ks. Wierzbicki. Jego zdaniem, gdyby akcja zyskała poparcie Kościoła, bylibyśmy o krok dalej w kształtowaniu opinii społecznej. – Łatwo jest wydawać oświadczenia czy grzmieć na konwencjach partyjnych, zagrzewać przeciwko rzekomym wrogom. Potrzebna jest praca organiczna i kształtowanie dobrych postaw. Jest grzech zaniedbania ze strony Kościoła – stwierdził. Jego zdaniem skandalem jest, że wskazano grupę – w tym przypadku osoby homoseksualne – które są „przedmiotem napiętnowania, na które się szczuje, przeciwko którym wytacza się polityczne kampanie”.
Gość Poranka Radia TOK FM pytany, jakie ma stanowisko ws. legalizacji związków partnerskich osób jednej płci, odpowiedział, że nie ma tu jeszcze wyrobionego zdania i jest w fazie namysłu.
- Jeśli za tym miałaby iść ustawa o małżeństwach osób jednej płci i adopcji dzieci przez nie, to domaga się to rzetelnej debaty publicznej – deklarował. Przyznał, że ma świadomość, iż już dziś są rodziny tworzone przez np. dwie rozwiedzione lesbijki, wychowujące własne dzieci. – Czym innym jest sytuacja nieregularna, a czym innym usankcjonowanie jej przez prawo. Prawo ma siłę normatywną, wzorczą. Tu byłbym bardzo ostrożny – podkreślał duchowny. Etyk przyznał, że ma świadomość, iż takie debaty będą zawsze paliwem dla polityków. – Polityka z każdej strony jest populistyczna, coś się w niej obiecuje. Trzeba się głębiej zastanowić nad tym, czym jest rodzina, kto jest i kto może być rodziną – dodał.
Więcej: http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,103085,24558434,kosciol-nie-zgodzil-sie-na-znak-pokoju-wobec-osob-homoseksualnych.html