Jak się dowiadujemy z Newsweeka, stołeczny sąd okręgowy uwzględnił skargę policji na wyrok sądu rejonowego, który uznał ubiegłoroczny lipcowy protest obywateli przed Sejmem, za legalny i uzasadniony. To oznacza, że wszystko zaczyna się od nowa i spotykamy się z tzw. ?efektem mrożącym?, a obrońcy demokracji mogą zacząć się bać, bo jak sugeruje tygodnik
to tylko początek. Policja już wytoczyła bowiem, kilka spraw o naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariuszy, a w tym przypadku nie chodzi już o mandat 500 złotowy, ale być może nawet o wyrok więzienia. Żarty się kończą i to bardzo szybko, czego większość obywateli nadal nie chce zobaczyć. Z obecnej sytuacji jasno wynika, że będąc obrońcą prawa, wolnych sądów, nie powinno się krytykować wyroków, a z przebiegu procesu, widać jak na dłoni, że sędzia okręgowy kieruję się innymi regułami niż ten w niższej instancji. Przemówienie obrońcy oskarżonych mecenasa Jarosława Kaczyńskiego, sędzia Mariusz Iwaszko przerwał w chwili, gdy ten jako argumentu za sensownością protestów użył vet prezydenckich, które zdaniem mecenasa były, przynajmniej po części, wynikiem protestów. Zdaniem sędziego veta nie miały nic do rzeczy, tak jak okoliczności sprawy. Iwaszko przerywał kolejnym oskarżonym, informując ich, dość zirytowany, że kontekst polityczny, społeczny, ich intencje i cele nie mają nic do rzeczy i jego jako sądu nie interesują. Sprawa natomiast dotyczy jedynie tego, czy siadanie na ulicy i blokowanie było legalne, formalnie zgodne z prawem, czy nie. Zdaniem Iwaszki, sędzia sądu rejonowego Łukasz Bieliński tego nie zbadał i nie ustalił dokładnie, czy zgromadzenie zostało rozwiązane czy nie. Sad okręgowy odesłał więc sprawę z powrotem do sądu rejonowego, który zgodnie ze wskazaniem ma zająć się legalnością siadania na asfalcie i nie zajmować się intencjami protestujących, ich prawami do wyrażania poglądów. Nie ma się też zajmować policyjnymi procedurami i konkretnym działaniem funkcjonariuszy. Ma za to raz jeszcze przeanalizować argumenty funkcjonariuszy.
Źródło: Newsweek