Czy sędziowie mają prawo strajkować. Warto zapoznać się z artykułem Marka Ostrowskiego „Bunt sędziów” prawie sprzed 10 lat, ale stawiający wciąż ważne pytania. W całości jest dostępny na stronie SSP Iustitia, gdzie można również poznać historię protestów polskich sędziów.
Przerażające zabójstwo 18-letniej kobiety i populistyczna reakcja prezydenta Sarkozy’ego doprowadziły do pierwszego strajku sędziów we Francji. Trzecia władza uważa za skandal, że politycy, zamiast sprawiedliwości, szukają poklasku opinii publicznej.
Zaczęło się jak w złym śnie: w połowie stycznia w regionie Loary zaginęła 18-letnia kobieta, Laetitia Perrais. Poszukiwania nie dały rezultatu, dwa tysiące mieszkańców jej rodzinnego miasta przemaszerowało przez ulice, by nadać sprawie rozgłos, rodzinę zaginionej przyjął prezydent, który obiecał, że osobiście będzie nadzorował śledztwo. 1 lutego odnaleziono głowę i część zwłok kobiety. Dowody wskazują, że psychopatycznym zabójcą był Tony Meilhon, przestępca, który połowę swego 31-letniego życia spędził w więzieniu. Trudno go zakwalifikować jednoznacznie, ma zarówno wyroki po kilka miesięcy za kradzieże i paserstwo, jak i wyrok 6 lat za napad z bronią w ręku i 5 lat za gwałt na współwięźniu. W sumie 13 wyroków. Ostatnio skazano go na rok więzienia za groźby pod adresem sędziego. Zakończył karę i wyszedł z więzienia w lutym 2010 r. Po niespełna roku na wolności prawdopodobnie dopuścił się tego zabójstwa.
Reklama
Na wieść o tym kierunku śledztwa – bo zarzutów jeszcze nie postawiono Meilhonowi – prezydent Nicolas Sarkozy wystąpił przed kamerami. Twardym tonem oświadczył, że aparat sprawiedliwości popełnił poważny błąd, wypuszczając z więzienia „domniemanego winnego”. Od dawna zresztą Sarkozy oskarża sędziów o laxisme, nieprzemyślaną łagodność: policja się stara, łapie kryminalistów, a sędziowie ich puszczają. Ale nawet i policjantom się dostało, bo prezydent mówił o „poważnych dysfunkcjach” w policji. Zapowiedział ukaranie tych, którzy popełnili błąd albo tuszowali sprawę. Profesor Sorbony Dominique Rousseau, który sam zasiadał w Najwyższej Radzie Sądownictwa, uważa, że prezydent, który ma być gwarantem niezawisłości sędziowskiej, publicznie upokarza sędziów, że chwali się przed opinią własnym, jakoby lepszym wyczuciem problemów bezpieczeństwa, a sędziom zarzuca brak odpowiedzialności.
Sędziowie pod ostrzałem
Korpus sędziowski zareagował z oburzeniem. Od Hawru do Marsylii sędziowie przerwali rozprawy. Na jeden dzień, w niektórych miastach dłużej, zdjęto wszystkie sprawy z wokandy. Fronda sędziów objęła cały kraj, także sądy apelacyjne, do sędziów przyłączali się policjanci. Wszyscy wiedzą, że recydywiści – jak w całej Europie – są we Francji poważnym problemem, ale przecież to nie sędziowie są winni! Odwrotnie, atakowani przez władze i dużą część opinii publicznej czują się wypaleni. Martine Lebrun, prezeska Krajowego Stowarzyszenia Sędziów Penitencjarnych (zajmujących się nadzorem nad stosowaniem kar), przytoczyła niedawny przypadek sędziego z Pontoise, który usiłował się zabić w swym gabinecie, odbierając broń policjantowi, w końcu rzucił się pod pociąg.
Sędziowie często, zwłaszcza w głośnych sprawach kryminalnych, są pod silną presją opinii. A przy tym łatwo o jej niezadowolenie. Jeśli sędzia uzna, że trzeba podejrzanego aresztować, a ten potem okaże się niewinny, czyli przesiedzi niesprawiedliwie albo, co gorzej, powiesi się w więzieniu – obrońcy praw człowieka zarzucą sędziemu rygorystyczną niewrażliwość. Ale jeśli przedterminowo zwolni z więzienia kogoś, kto niedługo potem popełni nowe przestępstwo – rozlega się podobny krzyk oburzenia. Dlaczego zaryzykował humanitarne podejście?
Czy można było zapobiec śmierci tej ofiary, jeśli przyjąć, że to Meilhon zabił? Wdrożone przez inspekcję więzienną śledztwo nie przypisało poważnych uchybień służbie więziennej ani sędziom. Więzień odsiedział wszystkie wyroki i normalnie wyszedł na wolność. W więzieniu zachowywał się na ogół spokojnie, choć w aktach odnotowano w ostatnich latach sześć kar dyscyplinarnych.
Pod koniec grudnia, na niespełna miesiąc przed zabójstwem kobiety, na komisariat ze skargą przyszła przyjaciółka Meilhona twierdząc, że zwolniony więzień dwukrotnie zmuszał ją do współżycia. Takie zarzuty we Francji się bada, jednak nie w trybie ekspresowym. Co do nadzoru postpenitencjarnego, to niemal wszędzie na świecie stanowi on najsłabsze ogniwo systemu. Zresztą wobec zwolnionego Meilhona nie orzeczono nadzoru – obowiązku szukania pracy i wizyt u lekarza ze względu na skłonności do agresji seksualnej (raport podkreśla, że nie było wyraźnego powodu).
Zresztą nawet gdyby był, to związek zawodowy sędziów zwraca uwagę, że w okręgu Nantes pracuje trzech sędziów i 17 kuratorów na 3,3 tys. osadzonych. W całym kraju jest takich sędziów 361 i nadzorują zachowanie 186 tys. osadzonych, zwalnianych lub czekających na odsiadkę. Prawie stu tysięcy wyroków skazujących na więzienie nie wykonano!
Mydlenie oczu
We Francji prezydent reaguje na każdą głośną zbrodnię, każdy niemal alarm prowadzi do nowej ustawy – czy to podwyższającej sankcje karne, czy surowiej traktującej recydywę. Ale nie idą za tym konkretne nakłady ani rozwiązania praktyczne. Marc Trévidic, prezes stowarzyszenia sędziów instruktorów, stawia prezydentowi poważny zarzut: „Nie ma żadnej polityki długofalowej, tylko mydlenie oczu” – mówi.
Chodzi o taki sam refleks, jaki towarzyszył naszemu premierowi, gdy z emocją mówił o kastracji chemicznej. Eksperci zbadali, że w praktyce w całej służbie więziennej nie ma psychoterapeutów, specjalistów od leczenia przestępców seksualnych. Słowem – chwytliwe hasła zamiast rzetelnego programu. I więcej jeszcze: przez całe lata wymiar sprawiedliwości we Francji traktowano jako przystawkę służby publicznej do dyspozycji rządu, a nie jako solidną podstawę demokracji – mówi Trévidic.
Ale w konkretnej sprawie opinia publiczna sędziom nie sprzyja. Jak to się dzieje – pyta w telewizji przedstawiciel portalu Obserwatorium Obywatelskie – że osobnik skazywany 13 razy, w tym za gwałt, za trzy napady z bronią w ręku i zranienie dwóch osób, którego badanie psychiatryczne potwierdza zagrożenie dla otoczenia, wypuszczany jest z więzienia bez żadnego nadzoru, bez choćby bransoletki elektronicznej? A przecież w sąsiedniej Belgii są ośrodki obrony społecznej, w których osadza się osobników stanowiących zagrożenie! I w ogóle – twierdzi Obserwatorium Obywatelskie – orzekane są za małe kary za napady.
Ludzi nie przekonują naukowcy, którzy zwracają uwagę, że ani poprawki do kodeksu karnego uchwalane doraźnie pod wpływem emocji, ani zaostrzanie sankcji karnych nie stanowią dobrego lekarstwa na przestępczość. Opinia publiczna hołduje kryminologii politycznej, a nie naukowej (mówił o tym w wywiadzie dla POLITYKI 34/10 wybitny kryminolog szwedzki prof. Jerzy Sarnecki). We Francji widać to bardzo wyraźnie. Sondaż przeprowadzony przez Instytut IFOP ujawnia, że aż 85 proc. badanych uważa, że recydywistów karze się nie dość surowo, taki sam wskaźnik dotyczy karania za przestępstwa seksualne.
Badania ujawniają też swoistą hierarchię przestępstw szczególnie niepokojących opinię publiczną. Na pierwszym miejscu do zaostrzenia kar Francuzi wymieniają właśnie przestępstwa seksualne, dopiero po nich idą sprawy polityczno-finansowe (surowiej karałoby za nie 80 proc. Francuzów), potem przemyt narkotyków (76 proc.), napady z bronią w ręku (72 proc.) i przestępczość nieletnich (71). Tak czy inaczej – karać surowiej, a przy tym nie oszczędzać i sędziów! Dwie trzecie Francuzów opowiada się za sankcjami dla tych, którzy popełniają błędy, a tylko jedna trzecia uważa, że sędzia przecież sądzi w dobrej wierze i zgodnie ze swym sumieniem, a ryzyka błędów nie można uniknąć.
Przestępstwa jak manna
Nic więc dziwnego, że takie nastawienie opinii publicznej sprzyja karierze haseł o prawie i sprawiedliwości. Na nim przecież wypłynął prezydent Sarkozy jako energiczny minister spraw wewnętrznych. W Paryżu właśnie ukazała się praca wydana przez Krajowy Instytut Audiowizualny INA „Zbrodnia na ekranie. Francuska kronika kryminalna 1950–2010”, która dokumentuje tezę, że mniej więcej od 1970 r. przestępstwa stały się dla polityków manną z nieba dla ugruntowania autorytetu politycznego w sprawach bezpieczeństwa i obrazu władzy, która troszczy się o obywateli. Zmianę na tym polu zapoczątkował minister spraw wewnętrznych Michel Poniatowski (z rodziny naszego ostatniego króla). On to reklamował operacje antyprzestępcze zwane coupe de poing (uderzenie pięścią), czyli obławy w niebezpiecznych rejonach miast.
Ale dopiero prezydent Sarkozy stosuje prawdziwy populizm penalny (określenie jednego z sędziów), to znaczy zwraca się bezpośrednio do ludu, dyskredytując równocześnie instytucje ustawowo powołane do zwalczania przestępczości. Cytowana praca jest także oskarżeniem dziennikarzy. Oni to, goniąc za sensacją, nakręcają spiralę podekscytowania. Przestępczość nie zmieniła się znacząco w porównaniu z latami 70. ubiegłego stulecia. Jednak wtedy dzienniki telewizyjne nie poświęcały kronice kryminalnej więcej niż 4 proc. czasu antenowego, natomiast w 2002 r. zajęły aż 18 proc. tego czasu.
W ramach tego populizmu prezydent – w ostatnich noworocznych życzeniach dla Francuzów – mówił, by wobec fali rosnącej przemocy otworzyć sądy na sędziów ludowych. Niech lud wypowie swoje zdanie o surowości kar wymierzanych podsądnym! Trudno, by sędziowie mieli więc o prezydencie dobre zdanie, zwłaszcza że nie zapomnieli lekceważącej o nich opinii wypowiedzianej przez Sarkozy’ego, obejmującego właśnie Pałac Elizejski.
Przyjmował sędziów w 2007 r., a potem powiedział w audycji telewizyjnej, że patrzył na salę i widział 98 proc. ludzi odlanych z tej samej formy, tej samej tradycji elit francuskich, oczywiście szanowanych, lecz nie dość różnorodnych. Nie chcę – powiedział – mieć ludzi, którzy tak się upodobnili, „ustawionych jak ziarnka groszku, takich samych rozmiarów, tak samo pozbawionych smaku”. Takich zdań się nie zapomina, a pomysł korygowania owego gustu i smaku przez sędziów ludowych musi budzić zaniepokojenie.
Oznaka choroby
Tendencje władzy wykonawczej do dyrygowania wymiarem sprawiedliwości są we Francji aż nadto widoczne. Została nawet zbesztana przez Europejski Trybunał Praw Człowieka za brak niezależności prokuratury od rządu. Francja, z grubsza, boryka się z takimi samymi problemami wymiaru sprawiedliwości jak Polska. Sądy przeciążone, postępowania przewlekłe, decyzje procesowe i wyroki – odwlekane, personel pomocniczy (zwłaszcza liczba protokolantów i sekretarzy sądowych) zbyt szczupły.
Podobnie jak w Polsce nakłady na wymiar sprawiedliwości są relatywnie niskie. Studium porównawcze Rady Europy z 2010 r. podaje, że Francja – wydając w przeliczeniu na jednego mieszkańca 57,7 euro rocznie na cały system – zajmuje na 43 kraje miejsce 37 (za Azerbejdżanem i Armenią). Poza tym nie przeprowadzono solidnej analizy efektywności tych wydatków. To przy okazji wielki zarzut pod adresem naszego kraju. Polska na swój wymiar sprawiedliwości wydaje proporcjonalnie trzy razy więcej niż Francja (tak!), a rezultaty osiąga bardzo mierne.
Największym jednak problemem jest polityczne działanie na oślep. Gorączka legislacyjna nie liczy się z realiami. Poprawki do prawa karnego posłowie uchwalają w emocjach, na ogół pod wpływem tak okropnych wydarzeń jak teraz zabójstwo Laetitii Perrais, bez zamówienia solidnych prognoz, czy nowe prawo da się zrealizować w praktyce i jak wpłynie ono na rzeczywistość. Nie tylko nie ma prognoz, ale nie ma i oceny rezultatów uchwalonego prawa. Na przykład narzucenie sztywnych progów kar więzienia (kar minimalnych) we Francji z 2007 r. zostało ocenione i to niespecjalnie pozytywnie dopiero po dwóch latach.
Bunt sędziów jest oczywiście oznaką choroby. Co z tego, że prezydent powiedział głośno zapewne to, co ludzie po cichu myślą. Wina nie leży po stronie sędziów. Nic dziwnego, że nawet kilku polityków rządzącej partii UMP – która w buncie sędziów murem stanęła za prezydentem – mówią o konieczności planu Marshalla dla sądów, więzień, prokuratury i policji. To skomplikowane i żmudne. Władza nie ma do tego głowy, zwłaszcza że opinia publiczna zadowala się samymi hasłami.
Polityka 09.2011 (2796) z dnia 25.02.2011; Świat; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: „Bunt sędziów”
Marek Ostrowski