Najnowsze informacje
Strona główna / Moja kancelaria / Wyborczy dyskomfort

Wyborczy dyskomfort

Adam Gendźwiłł na łamach portalu moonitorkonstytucyjny.ue pisze: Ułomne wybory zamiast święta demokracji, ale głosować trzeba.
Wybory prezydenckie, które odbędą się 28 czerwca, nie będą w pełni zgodne z Konstytucją. Polityczny dyskomfort dzisiejszej opozycji polega na tym, że tych wyborów nie można zbojkotować pomimo ich konstytucyjnych defektów. Zostaliśmy zaproszeni do tego, żeby uczestniczyć w ułomnej procedurze – ale innej nie będzie w najbliższym czasie – pisze dr Adam Gendźwiłł w blogu blogIdei Fundacji Batorego

Wybory, które nas czekają na przełomie czerwca i lipca są skutkiem bezprecedensowego oświadczenia dwóch posłów – depeszy PAP, która stała się źródłem prawa. Już tylko to jest wstydliwe dla państwa, nawet w momencie epidemicznego zagrożenia. Dopiero po tej depeszy ukazało się bezprecedensowe stanowisko Rady Ministrów (wydane na dwa dni przed wyborami planowanymi na 10. maja). Rząd stwierdza w nim, że „w zakresie zadań i kompetencji posiadanych przez administrację rządową nie jest możliwe przeprowadzenie wyborów”, a jednocześnie próbuje uzasadnić działania ministra Sasina i Poczty Polskiej zmierzające do przygotowania „wyborów kopertowych”, a podjęte bez odpowiedniej podstawy prawnej. Później PKW podjęła (jednogłośnie, a więc z poparciem członków desygnowanych przez opozycję) bezprecedensową uchwałę, później długo niepublikowaną, w której uznała, że powinniśmy postępować tak jakby do wyborów nie zgłosili się w ogóle kandydaci – choć przecież wszyscy wiemy, że się zgłosili i że było ich dziesięcioro. Prawnicza ekwilibrystyka w najczystszej postaci.

Wyborcy, którzy mogliby pomyśleć, że „nowe” wybory są w istocie powtórzeniem tych „starych”, dostali silny znak, że tak nie jest – największa partia opozycyjna zdecydowała się postawić na innego kandydata, zebrać dla niego od nowa podpisy i rozpocząć nową kampanię. Owszem, wewnętrzne życie partii politycznych nie jest regulowane Konstytucją, ale zmiana M. Kidawy-Błońskiej na R. Trzaskowskiego też była bezprecedensowa i nie można jej uznać za przykład proceduralnej przejrzystości. Przypomnijmy, że Kidawę na kandydatkę PO desygnowała kilkusetosobowa Konwencja Krajowa po partyjnych prawyborach, a w praktyce o jej rezygnacji i poparciu Trzaskowskiego zadecydowało wąskie grono Zarządu Krajowego.

Cały proces wyborczy stał się bezprecedensowy, mętny i trudny do zrozumienia, wypadł z kolein jasno wyznaczonych przez Konstytucję i Kodeks Wyborczy (ten ostatni został w dużej mierze zastąpiony przyjętą w pośpiechu spec-ustawą).

Istniały – niektórzy powiedzą, że nadal istnieją – możliwości wyjścia z tego proceduralnego kryzysu w zgodzie z zasadami ustawy zasadniczej (poprzez ogłoszenie stanu klęski żywiołowej, zrzeczenie się urzędu przez urzędującego Prezydenta lub dotrwanie do końca jego kadencji). Trzeba jednak przyznać, że ani obóz rządowy ani opozycja już tych wariantów nie rozpatrują na poważnie – pozostaną raczej ciekawymi kazusami dla studentów prawa konstytucyjnego w przyszłości. Realpolitik wygląda tak, że wszyscy zostaliśmy zaproszeni do tego, żeby uczestniczyć w ułomnej procedurze wyboru Prezydenta. Kampania ruszyła na nowo.
Spodziewajmy się protestów

Dlaczego ta procedura jest ułomna? Wybory zgodne z Konstytucją powinny (były) się odbyć między 100. a 75. dniem przed upływem kadencji. Nie odłożyło ich wprowadzenie żadnego stanu nadzwyczajnego, choć powinno było to zrobić. Cały proces wyborczy formalnie rozpoczął się od nowa, ale kandydatom z niedoszłych wyborów z 10. maja dano szansę „przeniesienia” do kolejnej procedury – bez konieczności zbierania podpisów w krótkim czasie i z podwyższonym arbitralnie limitem kosztów kampanii. Kandydaci, którzy nie uzbierali za pierwszym razem 100 tysięcy podpisów teraz musieliby zaczynać od nowa. Sama kampania również uległa raptownemu przerwaniu między 10. maja a ponowną rejestracją komitetów wyborczych – w tym czasie nieproporcjonalnie intensywniej mogli się promować kandydaci sprawujący eksponowane urzędy, a przede wszystkim – urzędujący prezydent. Inny zarzut dotyczy głosowania korespondencyjnego – pakiety wyborcze dostarczane do skrzynek pocztowych lub drzwi wyborców nie będą kwitowane osobiście przez odbiorców, oświadczenia o samodzielnym głosowaniu nie będą imienne, co ułatwia skorzystanie z kilku pakietów przez jednego wyborcę. Nie łudzę się jednak: przy uchwalonych regulacjach, które czynią głosowanie osobiste standardem, przy marnej kampanii informacyjnej wyjaśniającej zasady głosowania korespondencyjnego i przy długotrwałych przyzwyczajeniach polskiego elektoratu, podstawową formą pozostanie głosowanie osobiste w lokalach wyborczych, bardziej ryzykowne z punktu widzenia epidemicznego.
Więcej na monitorkonstytucyjny.ue

Sprawdź także

Pochwała Głupoty

Profesor Andrzej Zoll: jest apel do sędziów, żeby okazali się patriotami To są prawnicy i oni sobie …